sobota, 25 grudnia 2010

Boże Narodzenie

Anioł pasterzom mówił...

Idę z Rodzicami przez noc. Zmierzamy na wieczerzę wigilijną. Kolejny raz odprawiamy ten rytuał marszu. Idę i rozmyślam o moich dawnych przodkach, o tym jak mogli odczuwać tę noc. Być może byli przerażeni słabnącą mocą Słońca. Tym jak dnie stają się coraz bardziej krótsze, a ciemność zdaje się brać w posiadanie Ziemię. Może próbowali przez rytuały wspomóc gasnącą gwiazdę. Przelewali krew, zwierzęcą i ludzką, by dać siłę Słońcu do walki z ciemnością. I nie wiedzieli, że miną stulecia i w małej żydowskiej osadzie, w ciemnościach nocy i jaskini, zmienionej na stajnię, narodzi się Sol Invictus, który swoją krwią ostatecznie zwycięży Ciemność.

piątek, 26 listopada 2010

Przemyślenia w miesiącu spadających liści

1
Kiedy spojrzy się na chrześcijaństwo z pewnej (może i tendencyjnej perspektywy) to jawi się ono, jako pewna forma ateizmu. Bóg, który wymyka się rozumieniu, tak, że nie można (prawie) nic o nim pewnego powiedzieć. Zaś z drugiej strony Bóg jest człowiekiem. Praktycznie nie ma wyobrażeń życia pozagrobowego (bardziej tyczy się to losu zbawionych niż potępionych). Jest mocny nacisk położony na aspekt etyczny, zaś cała kwestia kultowa i metafizyczna jest zepchnięta na drugi plan. Oczywiście można powiedzieć, że to spojrzenie tyczy się przede wszystkim współczesnego oblicza chrześcijaństwa i bardziej jej zachodniej odmiany (katolicyzm, protestantyzm). Jednak widać, że pewne immanentne cechy tej religii służą do dostosowania jej do ducha obecnych czasów. I bynajmniej nie tyczy się to tylko i wyłącznie tak zwanych postępowców. Można wskazać grupy konserwatywne, (ba!),nazywane fundamentalistycznymi, które pasują do tego opisu.

2
Dziś domy (mieszkania) stały się czymś na kształt pudełek na narzędzia. Albo jak to ktoś określił- maszynami do mieszkania. Te pudełka są wymienialne stając się po prostu kolejnym towarem na rynku, którym staje się nasza rzeczywistość.

3
Człowiek patrzył w Niebo, na Słońce, Księżyc i Gwiazdy. I stamtąd wywiódł porządek polityczny. Człowiek patrzy na niebo, na słońce, księżyc i gwiazdy. I pragnie zaprowadzić tam swój ład polityczny.

4
Do księży:
Zdecydowanie za dużo gadacie o wartościach, za mało o Bohaterze.

czwartek, 18 listopada 2010

Koniec marzeń

Koniec marzeń jest wtedy, gdy widzisz, to, co zrobili inni ludzie. Jak ciężko pracowali nad sobą. Ich kursy, fakultety i praktyki; stopnie naukowe i języki obce. Albo kursy survivalowe, podróże, kursy obsługi broni. Krew, pot i łzy; nieprzespane noce i czas spędzony w bibliotekach i ogólnie nad książkami. Zaliczane umiejętności lub napisane teksty.
A po swojej stronie widzi się tylko i wyłącznie marzenia. Iluzje, pustka, dym na wietrze. Masz puste ręce i wiesz, że sen się skończył. Twoje marzenia okazują się być harpiami, które od wewnątrz pożerały twoją duszę. Teraz trzeba się pogodzić ze swoim życiem i dotrwać jakoś do końca karmiąc nędznymi okruchami swoje zbędne iluzje.

środa, 27 października 2010

Przemyślenia w miesiącu paździerzy

I
Nie mam poglądów politycznych. Mam poglądy geopolityczne.

II
Księga Apokalipsy to nie tylko relacja z tego co będzie. To także relacja z tego co dzieje się teraz.

III
Współczesna muzyka (rozrywkowa) to istny dom wariatów. Wyraża przede wszystkim emocje. I to emocje podkręcone na full. Niektórym statecznym prawicowcom zdaje się, że jest bezprecedensowa sytuacja. Za starych dobrych czasów tak nie było. Czytając jednak mity greckie można znaleźć sytuację analogiczną. Oto Helladę nawiedza Dionizos i propaguje swoje misteria. Ludzie wpadają w szał dionizyjski. Społeczeństwo jest zagrożone. I oto pojawia się wybawca. Wieszcz Melampos przeprowadza odpowiednie rytuały oczyszczenia, po czym misteria dionizyjskie ogranicza do Parnasu, a dla całej Hellady ustanawia Dionizje miejskie i wiejskie. Przymierze Apollina z Dionizosem uratowało społeczeństwo. Dziś też bachiczne energie są ograniczone przez moc innego bóstwa. Nie jest nim Apollo, lecz Hermes. Patron złodziei i handlarzy.

IV
Dzięki Dumezilowi wiemy, że świętą liczbą społeczną i teologiczną jest trójka. Społeczeństwa dzielą się na oratores, bellatores i laboratores. Dzięki Molnarowi wiemy, że Pałac i Świątynia toczyły ze sobą od wieku zażartą rywalizację. I jak to rzecz przysłowie: „gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta”. Stan Trzeci jest obecnie niepodzielnym hegemonem. Nie tylko, że posiada miecz (środki przymusu, prawo) Pałacu (Państwa), ale jeszcze siebie, swoje zadania oraz swoich wrogów opisuje za pomocą języka teologicznego (narzędzie Świątyni). Jest więc hybrydą, Chimerą , która umie swoją przemoc i teologię sprytnie zamaskować by sprawiały wrażenie zupełnie czegoś innego.

V
„Ludzie nie wierzą już w bajki. Nawet nie wiedzą, że pozostają w służbie olbrzymów i że skrzaty wyprowadzają ich w pole.”
Friedrich Georg Jünger

piątek, 15 października 2010

Duhkha

W idealnym świeci bym nie istniał. Mojemu Tacie nie przydarzyłby się bowiem ciąg nieszczęśliwych zdarzeń, który sprawił, że trafił do pewnej miejscowości gdzie poznał moją Mamę. Ten stan nie-istnienia bardzo bym sobie chwalił. Rozkoszowałbym się nim i zupełnie nie miał czasu, ani ochoty na pisanie jakiegokolwiek bloga. „Zielony Zakątek” mógłby zaistnieć w necie, jako poboczny projekt jakiegoś literata. Byłoby to takie przedsięwzięcie, które miałoby opisać emocje znerwicowanego człowieka, który żyje w podrzędnym państwie zamieszkały przez naród z przetrąconym kręgosłupem. Autor wymyślałby kolejne nieszczęścia, jakie spadałyby na sfrustrowanego bohatera tudzież na jego tandetne państewko, a potem opisywałby możliwe reakcje na te wydarzenia, jakie rodziłyby się w pokręconym mózgu owej postaci. Jako się rzekło byłby to poboczny projekt, więc pisarz mógłby swobodnie wymyślać najbardziej nieprawdopodobne ciągi zdarzeń historycznych i jak najbardziej histeryczne reakcje bohatera na nie. Ale mnie szczęśliwie zatopionego w nie-istnieniu nic a nic by to nie obchodziło.

środa, 29 września 2010

Przemyślenia w miesiącu wrzosów

I
Zastanawiające jest jak wiele w obecnej modzie widać wpływów militarnych. I nie chodzi mi o takie oczywiste rzeczy jak używanie wojskowych sortów mundurowych czy też stylizacje na takowe. Jak się bacznie przyglądnie niektórym niewyglądającym, na pierwszy rzut oka, militarnie czapkom czy spodniom to jednak dojrzy się ewidentne zapożyczenia ze strefy Aresa. Jest to niezwykle ciekawe w zestawieniu z obowiązującym pacyfistycznym duchem obecnego okresu.

II
Przeglądałem ostatnio kalendarz wydany przez pewną firmę dla nauczycieli. Zaciekawiła mnie jedna rzecz. Otóż okazało się, że różne dni w ciągu roku są dniami różnych rzeczy lub zawodów. Mamy więc Dzień Stawów i Oczek Wodnych, jak i Dzień Nauczyciela, Dzień Komiksu i Dzień Informatyka. Wyliczankę można tak ciągnąć długo. Im więcej poznawałem nowych świeckich „świąt” tym bardziej dochodziło do mnie, że mamy tu wyraźną analogię do Roku Liturgicznego. Kiedyś rytm roku obok okresów klimatycznych wyznaczały także kościelne święta. Była to Wielka Historia Zbawienia, której głównymi punktami były najważniejsze wydarzenia związane z osobą Jezusa. A swoistymi przypisami do owej Opowieści były dni poświęcone świętym. Każdy z nich zaś był patronem jakiegoś elementu rzeczywistości. Na przykład święta Cecylia opiekowała się muzyką, święty Błażej chorymi na gardło, a święty Michał Archanioł żołnierzami. Dziś świętych zamieciono w kąt naszej rzeczywistości, ale pragnienie wyróżniania pewnych dni pozostało. Jak by to ujął de Bonald „tak głęboka i naturalna jest idea ładu”.

III
Jednym z podstawowych błędów Władysława II było nie zrównanie w prawach z bojarami katolickimi bojarów prawosławnych. Można by i wybaczyć mu ten błąd doprowadził on bowiem do wojny domowej w Wielkim Księstwie, która wzmocniła tendencje zjednoczeniowe z Koroną Polską. Można ten błąd także zrozumieć. Wszak w tamtych czasach identyfikacje religijne były mocniejsze niż dziś. Jednak moim zdaniem był to bardzo poważny błąd. Dał naszym wschodnim sąsiadom możliwość i pretekst mącenia na terytorium Rzeczpospolitej. Zrównanie zaś szlachty prawosławnej z katolicką mogłoby zaś pozwolić Jagiellonom i ich następcom na przyciągnięcie do naszego państwa Nowogrodu Wielkiego oraz innych terytoriów ruskich. Puszczając zaś zupełnie wodze fantazji, to można by rzecz, że dobrze wypracowana tolerancja religijna mogłaby się na bardziej przydać. Moglibyśmy wykorzystać husytów przeciw Habsburgom. Następnie lepiej przygotować krucjatę Władysława III. Gdyby zaś Warna była zwycięstwem a nie klęską, to można by się pokusić o jakieś koligacje z warstwą rządzącą w Konstantynopolu. Tytuł basileusa byłby w zasięgu ręki. Mając po swojej stronie i ortodoksów i husytów można by pograć inaczej z Rzymem i Habsburgami oraz Moskwicinami. Takie to są moje niespełnione marzenia o dwugłowym białym orle.


IV
Czytając teksty Jacoba Taubesa na temat upadku średniowiecznej wizji świata odkryłem w sobie dość duże pokłady średniowiecznej osobowości. Jestem po części wyobcowanym z Kosmosu człowiekiem współczesnym, ale równocześnie dostrzegam Boski Ład w świecie przyrody. Taubes ma rację, że przejście od kosmologii ptolemejskiej do kopernikańskiej zniszczyło zasadę analogii fundamentalną dla teologii (politycznej) Średniowiecza. Jednak nie do końca moim zdaniem wyjaśnia przyczyny załamania się owej zasady. Przy znacznym ładunku symboliki solarnej w chrześcijaństwie związek pomiędzy nowożytną kosmologią a teologią mógł zostać utrzymany. Czemu się tak nie stało? Myślę, że Davila (i jego scholia na temat arystotelizmu/tomizmu) przynoszą odpowiedź na ten temat.


V
Ostatnio mogłem zaobserwować (duże) zainteresowanie geopolityką i (mniejsze) teologią (polityczną). Tęsknota za Kosmosem? Za wszystko porządkującym Logosem?


VI
Fraza „inny świat” kojarzy się z książką Gustawa Herlinga-Grudzińskiego na temat łagrów. Ja używam jej w innym kontekście. To coś, co jest we mnie, ale także bardzo po za mną. To przede wszystkim tęsknota. Odzywa się we mnie gdy widzę ślady innego świata. Smugi kondensacyjne samolotów, przystań jachtowa nad jeziorem Dąbie, wojskowe pojazdy przejeżdżające obok mnie, fotografia miecza…

środa, 8 września 2010

Teologia z mchu i paproci

I
Serce



II
Mam pewną słabość do mchu i paproci. Są to dla mnie takie roślinne symbole archaiczności. A ja bardzo archaiczność lubię. Obiektywnie można by rzec, że życie w dawnych czasach było bardziej ciężkie niż dziś. Mnie się jednak kojarzy archaiczność z poczuciem bezpieczeństwa. Zadomowieniem się w Kosmosie.


III
W kwestiach religijnych jestem kimś w rodzaju tradycjonalisty. Swego czasu napisałbym, że jestem tradycjonalistą, ale właśnie czas zweryfikował to moje twierdzenie.


IV
Podstawą mojej religijności jest chrześcijaństwo. Najmocniej zaznacza się w tym fundamencie katolicyzm. Można zobaczyć też mocny wpływ prawosławia. Do protestantyzmu mam raczej stosunek ambiwalentny. Jednak i tutaj muszę powiedzieć, że są pewne różnorakie inspiracje. Przy czym we wszystkich trzech przypadkach trudno mówić o wpływach teologicznych w sensie doktrynalnym czy też takim akademickim ujęciu teologii. Mam pewne pojęcie na temat doktryn różnorakich wyznań chrześcijańskich, jednak ta sprawa nie rozpala ani mojego umysłu, ani mojego serca.


V
Zdecydowanie wolę stare formy religijne. Choć wcale nie uważam, że należy je petryfikować i niewolniczo trzymać się takiego kształtu. Zresztą każda stara forma kiedyś była nowa. Jestem na pewno przeciwnikiem bezmyślnego gonienia za nowością i w tym celu odrzucania tego, co już było. Jednak nie za bardzo też mnie porywają różnorakie tradycjonalistyczne wojenki. Mogę docenić zaangażowanie, co poniektórych w obronę choćby Mszy Świętej przed nowinkarskimi chuliganami. Na dłuższą jednak metę wychodzi ze mnie liberał (tfu, tfu) co to żyje i daje żyć innym. Podejrzewam, że zbyt wielu latintradsów chętnie zrobiłoby to, co zrobili moderniści po SW II. Myślę jednak, że obecnie w Kościele jest tak duża liczba ludzi, których pobożność ukształtowała Nowa Msza i inne nowoczesne formy pobożności, że niepotrzebnym okrucieństwem byłoby im to zabierać. Bracia tradsi nie powinni się zniżać do poziomu modernistycznych dewastatorów.


VI
Zdecydowanie brakuje mi zapału by z katolickiego balkonu patrzyć z wyższością na prawosławnych („schizmatyków i heretyków”) i protestantów *(„heretyków”). Pewno sam jestem heretykiem, bo dla mnie oni są moimi braćmi w Chrystusie, a dzięki Jezusowi Kościół, choć podzielony jest też jednością. Dokładnie tak, żeby to zgrabnie teologicznie wyjaśnić, to nie wyjaśnię. Natomiast nie brakuje mi zapału by z owego balkonu patrzyć z wyższością, a czasem złośliwie napluć na modernistyczny motłoch.
Nie będę ukrywał, że w katolicyzmie najbardziej porusza mnie to, co jest na marginesie oficjalnego Kościoła. Nie za bardzo przepadam za tomizmem (lecz mam sympatię do świętego Tomasza z Akwinu), lubię Jana Szkota Eriugenę, Juliannę z Norwich, mistrza Eckharta, Mikołaja z Kuzy. Nawet tak oficjalny święty jak Augustyn, a który jest na mojej liście, dziś jest raczej trzymany na uboczu. Być może obecny pontyfikat to zmieni.
Zdecydowanie nie uważam, że trzeba wierzyć tak jak tomiści z przełomu XIX i XX wieku by uzyskać zbawienie.

*Choć żeby być dokładnym mam dość liczne zastrzeżenia do protestanckiej teologii.


VII
Mam też pewną słabość do przedchrześcijańskich wierzeń. Najmocniej chyba do mitologii germańskiej, hinduskiej, grecko-rzymskiej oraz wierzeń Wielkiego Stepu i Słowian. Dorzucić mogę jeszcze sprawy religijne Indian Ameryki Północnej, Celtów i Japończyków. Fascynują mnie też najbardziej pierwotne formy religijności jakie cechowały wychodzący z mroku zwierzęcości rodzaj ludzki.


VIII
Judaizm uważam za coś wewnętrznego do chrześcijaństwa, lecz przenoszenie pewnych spraw z judaizmu rabinicznego do chrześcijańskich wspólnot to raczej nieporozumienie. Z kolei odcinanie się od tradycji żydowskiej to dla mnie głupota.


IX
Nie uważam, że sensem religii jest produkowanie dobrych ludzi. Moralność spłyca a nie pogłębia przesłanie religii. Może wręcz zerwać ową więź pomiędzy Niebiosami a Ziemią. Ogólnie jestem wrogiem moralizowania (nie zaś moralności). Niestety zapewne da się mnie zaliczyć do innej grupy spłycaczy. Owej gromady estetów zachwyconych subtelnością religijnych ceremonii i symboli, poszukiwaczy metafizycznych dreszczy, dla których ważniejsze są owe dreszcze niż Bóg.


X
Z jednej strony ważne jest dla mnie uznanie Jezusa jako osobistego Zbawiciela. Nawiązanie osobowej relacji z Bogiem. Mam z tym jednak, niestety, bardzo spore problemy. Zbyt często nie czuję tej Opatrznościowej Opieki. Z drugiej stronie niesłychanie jest dla mnie ważny Rok Liturgiczny powiązany z porami roku. Taka synteza Pisma Świętego z Księgą Natury.
Usiąść na mchu wśród paproci w obecności Ojca.

czwartek, 26 sierpnia 2010

Przemyślenia w miesiącu sierpa.

I
Wieś jest przedziwnym miejscem. Przecięciem się dróg natury i cywilizacji. Miejscem, w którym równocześnie można zachwycić się i potęgą ludzkiego rozumu i męstwa jak i potęgi cywilizacji. W jednej chwili możemy sobie zdać sprawę jak jesteśmy potężni i zaraz potem jak jesteśmy zależni od sił przyrody. Miałem okazję tego posmakować odwiedzając wioskę moich świętej pamięci Dziadka i Babci. Poczułem się trochę jak za dawnych czasów. Jednak Koło Czasu się obraca i zmiany następują. Rozbrzmiewający w sobotnią noc techno-łomot obwieszczał, że Megapolis zaraziło i ten obszar skutecznie niwelując różnice pomiędzy wsią i miastem. Na szczęście nie zniszczyła jeszcze wszystkiego. Po za tym, co powstało musi też i upaść. Jest, więc nadzieja.

II
Odkąd pamiętam miałem słabość do drzew. Wizja wielkiego drzewa, na którym można zamieszkać była dla mnie wielce pociągająca. To chyba główny powód dla którego tak bardzo mi się spodobał „Awatar” J.Camerona. Będąc na wsi moich przodków patrząc na widok z progu ich domu zrozumiałem dlaczego.
drzewo

III
Ruszyłem, więc na poszukiwanie innych tropów łączących moją świadomość z tym miejscem. Z architektury domów i zabudowań gospodarskich wywiodłem moje zamiłowanie do Średniowiecza i tradycji ludów germańskich, czy też szerzej ludów Północy. (Świetnie się czytało „Kalewalę” w tamtym miejscu.) Rozmyślałem też nad innymi swoimi aspektami, ale nie doszedłem do jakiś jednoznacznych wniosków. Zastanowiło mnie czy można z takich przesłanek wnioskować coś o przyszłości?

IV
W tym względzie nie doszedłem też do jakiś konkretnych wniosków, ale za to pomyślałem, że może to miejsce rzuca jakieś światło na moją futurologię. Moje pesymistyczne wizje przyszłości Polski są być może projekcją mojej tęsknoty za utraconym dzieciństwem. Straciłem jasny i poukładany świat, więc piętnem katastrofy znaczę całą rzeczywistość. Można by się puścić tropem stirnerowskiego Jedynego. Gnicie państwa polskiego, katastrofa smoleńska, klęski żywiołowe nawiedzające nasz kraj, to jedynie obrazy rozpadu mojej osobowości. Jednak ja nie jestem wyznawcą tej egoistycznej wizji. Myślę, że po prostu moje obecne nastawienie psychiczne sprzyja wyłapywaniu tych ponurych aspektów naszej rzeczywistości. Być może gdybym był młodym, wykształconym z dużego miasta, któremu się dobrze dzieje patrzyłbym na rzeczywistość optymistyczniej.

V
Wyjścia wszystkie, zanim się wejdzie,
Trzeba obejrzeć,
Trzeba zbadać,
Bo nie wiadomo, gdzie wrogowie
Siedzą w świetlicy.
(Edda, Havamal)

sobota, 31 lipca 2010

Włóczęgi po zielonych zakątkach

Kolejny tekst z mojego starego bloga. Poniekąd związany z tytułem tego bloga. Przynajmniej mi się tak kojarzy.

W moim miasteczku najbardziej lubię te miejsca, które są jakby na zapleczu urbanistycznej przestrzeni, leżące na jej obrzeżach. Można tam zobaczyć pracowicie uprawiane działki, ale też i miejsca gdzie bujnie rośnie dzika roślinność. Przemykają tamtędy koty i psy, ale też zwierzęta nienależące do ludzkiej hodowli. Obok ludzkiego zabiegania można, więc zaobserwować rytm pierwotnego życia w jego enklawach obok ludzkiej hybris. To jest wiedza o naszej cywilizacji technicznej, która spoczywa na kruchym lodzie, pod którym kłębi się dziki żywioł.

czwartek, 29 lipca 2010

Powrót do jałtańskiej stabilizacji (fragmenty geopolityczne)

Ten tekst ukazał się wcześniej na moim starym blogu.

I
Polska –bękart konferencji jałtańskiej.

II
Ostatnimi czasy dość powszechne stało się ogłaszanie klęski idei jagiellońskiej, czy też koncepcji piłsudczykowskiej lub giedroyciowskiej polityki wschodniej. I nie chodzi tu tylko, że po katastrofie z 10 kwietnia bieżącego roku obóz polityczny, który forsował taką (geo)politykę poniósł bolesną stratę. Jest wiele innych przesłanek, które każą realistycznie powiedzieć, że nasza wschodnia polityka okazała się fiaskiem. Tyle, że rzecz nie tyczy się tylko kierunku wschodniego. Naszą politykę zachodnią też prawdę mówiąc trudno uznać za jakiś wielki sukces. Stajemy tutaj bowiem wobec zagadnienia sensu geopolitycznego istnienia państwa polskiego. Moim skromnym zdaniem mamy następujący wybór: albo Międzymorze, albo PRL. Przy czym nazwy te należy traktować bardziej symbolicznie niż dosłownie.

III
Polacy mogą się pochwalić kilkoma niezłymi geopolitykami. Ostatnio dość mocno w Polsce propaguje tę dziedzinę wiedzy Instytut Geopolityczny. Jednak trafnie zauważa J.M.Rokita, że my jeszcze jesteśmy na etapie odzyskiwania geopolitycznego języka na swoje potrzeby. Przykładem, że mamy z tym problem jest pytanie jakie zadał sobie Władimir Putin. Zapytał on siebie jaka była największa geopolityczna klęska Rosji w XX wieku? Udzielił on także odpowiedzi. Według niego tą klęską był rozpad ZSRR. Nad Wisłą jest to zwykle interpretowane, jako przejaw totalitarnych sentymentów tego (byłego) czekisty. Ja zaś nie jestem tego taki pewien. To pytanie ma charakter geopolityczny a nie ideologiczny, czy zawężając nacjonalistyczny. W takim kontekście kwestie rusyfikacji, eksterminacji elit narodowych czy narzucania ideologii komunistycznej mogą zostać ocenione negatywnie. Warto pod takim kątem spojrzeć na obecną strategię Kremla. Ważne jest także żeby Polacy zadali sobie pytanie o swoją największą klęskę geopolityczną. Jeśli zakres pytania tyczyć się będzie tylko XX wieku, to oczywiście odpowiedź jest łatwa- II wojna światowa. Ale to, co się stało wtedy tak naprawdę jest echem innej katastrofy. Tą katastrofą było utracenie przez Rzeczpospolitą w XVIII wieku suwerenności co zaowocowało zaborami.

IV
Z tych zaborów wynika jedna ważna sprawa. Rzecz, o której wolimy nie myśleć dla swojego własnego samopoczucia. Kiedy w XVIII wieku staliśmy się przedmiotem polityki zagranicznej zaczęły się na Starym Kontynencie bardzo ważne zmiany. Aż do XX wieku nie uczestniczyliśmy jako państwo w tych wszystkich procesach. Na naturalne podziały polityczne nałożyły się jeszcze podziały państwowe. To jeszcze bardziej komplikowało i osłabiało nasze położenie. Dostaliśmy, co prawda potem dwadzieścia lat wolności, lecz skończyło się to wszystko Peerelem. Czterdzieści lat z okładem mieliśmy protezę państwa, a wszyscy poważni gracze międzynarodowi wiedzieli, że wszystkie najważniejsze decyzje w Polsce muszą mieć „błogosławieństwo” Moskwy. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Zachód, który tak adorujemy jest przyzwyczajony, że za Polaków mówi ktoś inny. Jest przyzwyczajony, że odpowiednią dla Polaków formą państwowości jest PRL.

V
Polska Rzeczpospolita Ludowa- to bardzo symboliczna nazwa. Pierwszy i ostatni człon wskazują na monoetniczny charakter państwa, zaś środkowy ma wywoływać złudne poczucie ciągłości historycznej. Wbrew pewnej oczywistości PRL nie został wymyślony w XX wieku. Za twórcę tej koncepcji uznawałem przez pewien czas cara Aleksandra I, ale po głębokim namyśle postanowiłem oddać ten tytuł w ręce innego cesarza. Konkretnie zaś w ręce Napoleona I. Czynię tak pomimo tego, że większym sentymentem darzę Księstwo Warszawskie niż Kongresówkę. Jednak trzeba przyznać, że Rosjanie po prostu twórczo wykorzystali to, co wymyślili Francuzi. PRL jak napisałem powyżej państwo ograniczone etnicznie co się przekłada także na kwestię granic. Jego zadaniem jest dostarczanie „spartiatów-helotów”, albo tylko helotów, aktualnemu suwerenowi geopolitycznemu. PRL jest także doskonałą geopolityczną bazą wypadową w marszu na Wschód lub na Zachód. Kierunek także zależy od aktualnego suwerena.

VI
Międzymorze to geopolityczna koncepcja zakładająca sojusz państw/narodów zamieszkujących terytorium Europy Środkowo-Wschodniej, obszar pomiędzy Morzem Adriatyckim, Bałtykiem i Morzem Czarnym (Morza ABC). Naturalnym twardym jądrem takiego związku jest Rzeczpospolita- unia w skład której wchodzi Korona Polska, Wielkie Księstwo Litewskie i Ruś. Kazimierzowi Jagiellończykowi i jego rodzinie udało się zdominować obszar ABC. Niestety Jagiellonowie przegrali z Habsburgami. Sytuacja mogłaby się też zmienić na naszą korzyść gdyby Zygmunt Waza wygrał wojnę o sukcesję szwedzką. Związek Rzeczpospolitej ze Skandynawią mógłby mieć odpowiedni potencjał do dalszej ekspansji na terenie Międzymorza. Międzymorską politykę usiłowała prowadzić II Rzeczpospolita i dlatego została ukarana w 1939 roku.

VII
Na obszarze ABC zewnętrzne potęgi będą wspierały dwa nurtu ideologiczne. Pierwszy to kosmopolityzm. Wyrwanie ludzi z ich naturalnych więzów pozwala łatwiej nimi manipulować. Utożsamienie dbania o swoją wspólnotę z ksenofobią pozwala narzucać rozwiązania służące zewnętrznym potęgom. Drugi nurt to nacjonalizm. Wszelkie koncepty Wielkiej Polski/Litwy/Serbii… itd.,itp tylko pomagają szczuć jedne narody przeciw drugim. Prosty rzut oka na mapę pokazuje, że Europa Środkowowschodnia jest za mała na te wszystkie wielkie nacjonalistyczne państwa. „Bałkanizacja” tego regionu daje jednak możliwość przesuwania wschodnich państewek jak pionów na szachownicy. Poparciem mogą się też cieszyć te organizacje narodowe, które mają pewien potencjał uniwersalistyczny. Wschód będzie wspierał tych, którzy postulują zjednoczenie Słowian czy też szerzej ludów wschodnich przeciw Zachodowi. Zaś Zachód te grupy, które w imię obrony cywilizacji łacińskiej nawołują do krucjaty przeciw Wschodowi.

VIII
Obecne przesilenie geopolityczne zapewne spowoduje utratę przez Polskę jej problematycznej suwerenności. III RP była hybrydowym państwem usiłującym połączyć w jednym byciem Peerelem i Rzeczpospolitą. Coś jednak musi przeważyć. Na dzień dzisiejszy będzie to właśnie PRL. Nie widzę za bardzo w Polsce siły, która mogłaby się przeciwstawić tej tendencji. Większość elit solidarnościowych rządzenie suwerennym państwem po prostu przerosło. Większość z nich oczekiwała po upadku komunizmu nadejścia królestwa szczęśliwości. Tak się jednak nie stało. Zapewne, więc tak jak weterani wojen napoleońskich uznali, że Kongresówka to szczyt naszych możliwości i pokornie przyjmą swoją rolę administratorów z cudzego nadania. Zwłaszcza, że na osłodę będą mieli protezę bycie jednak na swoim. Co do elit postkomunistycznych, to środowisko jest bardzo mocno mentalnie związane z wizją Polski w obecnych granicach geograficznych. Widać też było w ostatnich latach, że z braku Moskwy chętnie zrzucali oni swoje uprawnienia a to na Brukselę, a to na Waszyngton. Co do Kościoła Rzymskokatolickiego to ta szacowna instytucja ewidentnie zagubiła się w obecnej rzeczywistości. Wygodna sytuacja z czasów komunistycznych gdzie każdy przejaw jakiejkolwiek krytyki był zamykany stwierdzeniami, że jest to woda na młyn reżymu został zastąpiony wielce kłopotliwymi sprawami, gdzie ostra krytyka jest formułowana także przez osoby bynajmniej nie wrogie chrześcijaństwu. Ewidentnie trudniej jest zamieść pod dywan różne głupstwa i draństwa popełniane przez „funkcjonariuszy Pana Boga”. Obietnica medialnego parasola nad Kościołem tudzież zapewnienie o poszanowaniu materialnego interesu tej instytucji mogłaby podziałać stymulująco na hierarchię. Równocześnie pewne środowiska kościelne z ulgą przyjęłyby wyrazistszy powrót starego układu „my-oni”. Sytuacja katolicyzmu w Polsce jest o tyle też specyficzna, że jest on częścią międzynarodowej organizacji. Kościół Rzymskokatolicki jest teraz w konflikcie z agresywnym laicyzmem, który chce go zepchnąć na margines życia społecznego. W tym konflikcie dla Rzymu korzystny byłby sojusz z Rosyjską Cerkwią Prawosławną. To zaś też może mieć wpływ na sytuację polityczną RP.

IX
Utrata suwerenności niekoniecznie się musi wiązać z utratę terytorium. Choć Polska musi się liczyć z korektą polsko-niemieckiej granicy morskiej, co niekorzystnie odbije się na naszych interesach ekonomicznych. Może nam natomiast grozić zupełnie inny rozbiór. Podzielą nas po funkcjach. Hipotetycznie mogłoby to wyglądać następująco: Mamy państwo W. Mocarstwo A, które jest żywotnie zainteresowane w utrzymaniu swojej dominacji na morzach i w pasie Rimlandu zgłosiłoby, że jest zainteresowane użyciem sił zbrojnych W. Dotyczyłoby to także wojskowych służb specjalnych, które mogłyby być używane w akcjach w Rimlandzie, ale przede wszystkim pilnowałyby interesów A w swoim kraju. Państwa B i D, które bezpośrednio sąsiadują z W, przejęłyby przede wszystkim kontrolę nad sferą ekonomiczną. Także dlatego by rządy W jakimiś „nieodpowiedzialnymi” inicjatywami nie psuły wspólnych przedsięwzięć tych państw. Cywilne służby specjalne byłby pod kontrolę B i D. Dużą rolę miałaby do odegrania instytucja ustawowo przeznaczona do zwalczania korupcji jako służba bezpośrednio ochraniająca sferę ekonomiczną. Inne służby zajęłyby się ochroną antyterrorystyczną oraz inwigilowaniem ruchów opozycyjnych. Taki scenariusz niesie pewien potencjał optymizmu. Podział generuje także pole konfliktu pomiędzy zaborcami. Może to zostać wykorzystane przez państwowotwórcze elity W. O ile to państwo będzie miało takie elity.

X
Mieszkam Nigdzie. Nie, nie pomyliłem się. Nie chciałem napisać, że nigdzie nie mieszkam. Mieszkam Nigdzie. Jestem obywatelem kraju, który traci swoją tożsamość. Większość naszych uroczystości narodowych odbywa się przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Pochowany jest tam młody człowiek, który poległ w obronie Lwowa. Gdzie jest teraz to miasto? Dla nas ono leży tak jakby w innej galaktyce. I śmiem twierdzić, że dla mieszkających tam teraz Ukraińców to ten Lwów też leży w innym rejonie kosmosu. Moje rodzinne strony są podwójne. Pierwsze, które znam tylko z fotografii, książek i filmów. Nigdy tam nie byłem. Historię tego kraju, WXL fałszują, świadomie i nieświadomie, pospołu Polacy, Litwini i Białorusini. Należę do każdej tej nacji i do żadnej z nich. I jeszcze jestem z tych azjatyckich jeźdźców, którzy przybyli z Kaukazu i stepów by oddać swoje szable na usługi Orła i Pogoni. Te drugie leżą na terenie państwa, o którym nikt nie chce pamiętać, a szczególnie Polacy i Niemcy, bo jego istnienie psuje im narrację o „odwieczności niemieckiej/polskiej” (niepotrzebne skreślić) Pomorza Zachodniego. Może w Szczecinie, albo Koszalinie są jacyś historycy, co uczą uczniów historii Księstwa Pomorskiego. Ja się z takimi nie spotkałem. Widma, otaczają mnie widma. Dlatego chyba w Warszawie bardzo dobrze się czułem na Powązkach. Tam mogłem poczuć tę dawną Polskę. Łacińską i azjatycką zarazem. Ale i też nie wiem czy gdybym się zjawił pośród panów braci, petyhorców i kresowych kniaziów ci nie odrzuciliby mnie jako obcego. To zaś, co widzę na horyzoncie budzi moją odrazę. I raczej nie chcę żyć w tej helockiej rzeczywistości.

Człowiek czekał

Człowiek czekał. Nie miał teraz nic do roboty oprócz czekania. Czasami stał a czasami chodził nie oddalając się zbytnio od miejsca umówionego spotkania. Wokół niego wznosiły się budynki wzniesionego jeszcze za PRL-u osiedla. Popatrzył na dół, na chodnik również pamiętający czasy poprzedniego reżymu. Popękane i wypaczone płyty. Powiódł końcówką buta po tej quasi księżycowej powierzchni. Pomyślał o tamtym okresie, czasie jego dzieciństwa. W jego kręgu towarzyskim w dobrym tonie było mówienie o PRL-u jako ponurym państwie totalitarnym. Ale on teraz był sam ze sobą i z tym starym chodnikiem i równie starymi budynkami. Mógł więc pomyśleć z wzruszeniem o przeszłości. Fajnie się wtedy żyło, bez tego całego dzisiejszego syfu. Zaczął wspominać różne elementy ówczesnej, swojej, rzeczywistości- książki, komiksy, seriale, zabawy. Komu to przeszkadzało? Cholerne solidaruchy to rozwaliły. Autentycznie był zły. A potem pomyślał, że to bez sensu. To nie wina ani solidaruchów, ani komuchów. To czas. Trzeba by go było zamknąć w jakiejś klatce. W najbardziej dogodnym momencie tak, żeby już więcej nie płynął. Jeżeli już się wkurzać to na czas. W sumie zaś to raczej na Pana Boga. Jako, że na obecną chwilę relacje człowieka z Ojcem Niebieskim były bardzo poplątane taka perspektywa go nie przeraziła. Choć nie wykluczone, że przerazi go później i jęcząc będzie błagał Boga o przebaczenie. Usłyszał odgłos lotniczych silników. Popatrzył w górę wypatrując sylwetki samolotu. Lubił na nie patrzeć. Dla niego były sygnałami innego świata. Chciał kiedyś do niego trafić, ale zbłądził i już nie odnalazł drogi. Kiedy samolot zniknął w chmurach po raz kolejny pomyślał, że to bez sensu. Tu nie chodzi o żadne uwarunkowania polityczne. Dzieciństwo jest po prostu okresem zabawy i odkrywania wielu rzeczy. Świat jawi się jako miejsce pełne możliwości jakie można zrealizować. A jak się ma x-lat to już tak się tego nie widzi. Świat jawi się raczej jako miejsce wielu niezrealizowanych możliwości. Nie zostaniesz już pilotem śmigłowca lub myśliwca, komandosem, agentem wywiadu czy podróżnikiem. Życie z fascynującej przygody zmieniło się w codzienny nudny koszmar. W babranie się w swoich uwikłaniach, uzależnieniach i kolejnych błędnych decyzjach. Chwycił go strach. Tak już teraz będzie wyglądać twoje życie. Powolna i nieustanna degeneracja. Chyba, że Bóg obdarzy cię łaską wczesnej śmierci.