środa, 8 września 2010

Teologia z mchu i paproci

I
Serce



II
Mam pewną słabość do mchu i paproci. Są to dla mnie takie roślinne symbole archaiczności. A ja bardzo archaiczność lubię. Obiektywnie można by rzec, że życie w dawnych czasach było bardziej ciężkie niż dziś. Mnie się jednak kojarzy archaiczność z poczuciem bezpieczeństwa. Zadomowieniem się w Kosmosie.


III
W kwestiach religijnych jestem kimś w rodzaju tradycjonalisty. Swego czasu napisałbym, że jestem tradycjonalistą, ale właśnie czas zweryfikował to moje twierdzenie.


IV
Podstawą mojej religijności jest chrześcijaństwo. Najmocniej zaznacza się w tym fundamencie katolicyzm. Można zobaczyć też mocny wpływ prawosławia. Do protestantyzmu mam raczej stosunek ambiwalentny. Jednak i tutaj muszę powiedzieć, że są pewne różnorakie inspiracje. Przy czym we wszystkich trzech przypadkach trudno mówić o wpływach teologicznych w sensie doktrynalnym czy też takim akademickim ujęciu teologii. Mam pewne pojęcie na temat doktryn różnorakich wyznań chrześcijańskich, jednak ta sprawa nie rozpala ani mojego umysłu, ani mojego serca.


V
Zdecydowanie wolę stare formy religijne. Choć wcale nie uważam, że należy je petryfikować i niewolniczo trzymać się takiego kształtu. Zresztą każda stara forma kiedyś była nowa. Jestem na pewno przeciwnikiem bezmyślnego gonienia za nowością i w tym celu odrzucania tego, co już było. Jednak nie za bardzo też mnie porywają różnorakie tradycjonalistyczne wojenki. Mogę docenić zaangażowanie, co poniektórych w obronę choćby Mszy Świętej przed nowinkarskimi chuliganami. Na dłuższą jednak metę wychodzi ze mnie liberał (tfu, tfu) co to żyje i daje żyć innym. Podejrzewam, że zbyt wielu latintradsów chętnie zrobiłoby to, co zrobili moderniści po SW II. Myślę jednak, że obecnie w Kościele jest tak duża liczba ludzi, których pobożność ukształtowała Nowa Msza i inne nowoczesne formy pobożności, że niepotrzebnym okrucieństwem byłoby im to zabierać. Bracia tradsi nie powinni się zniżać do poziomu modernistycznych dewastatorów.


VI
Zdecydowanie brakuje mi zapału by z katolickiego balkonu patrzyć z wyższością na prawosławnych („schizmatyków i heretyków”) i protestantów *(„heretyków”). Pewno sam jestem heretykiem, bo dla mnie oni są moimi braćmi w Chrystusie, a dzięki Jezusowi Kościół, choć podzielony jest też jednością. Dokładnie tak, żeby to zgrabnie teologicznie wyjaśnić, to nie wyjaśnię. Natomiast nie brakuje mi zapału by z owego balkonu patrzyć z wyższością, a czasem złośliwie napluć na modernistyczny motłoch.
Nie będę ukrywał, że w katolicyzmie najbardziej porusza mnie to, co jest na marginesie oficjalnego Kościoła. Nie za bardzo przepadam za tomizmem (lecz mam sympatię do świętego Tomasza z Akwinu), lubię Jana Szkota Eriugenę, Juliannę z Norwich, mistrza Eckharta, Mikołaja z Kuzy. Nawet tak oficjalny święty jak Augustyn, a który jest na mojej liście, dziś jest raczej trzymany na uboczu. Być może obecny pontyfikat to zmieni.
Zdecydowanie nie uważam, że trzeba wierzyć tak jak tomiści z przełomu XIX i XX wieku by uzyskać zbawienie.

*Choć żeby być dokładnym mam dość liczne zastrzeżenia do protestanckiej teologii.


VII
Mam też pewną słabość do przedchrześcijańskich wierzeń. Najmocniej chyba do mitologii germańskiej, hinduskiej, grecko-rzymskiej oraz wierzeń Wielkiego Stepu i Słowian. Dorzucić mogę jeszcze sprawy religijne Indian Ameryki Północnej, Celtów i Japończyków. Fascynują mnie też najbardziej pierwotne formy religijności jakie cechowały wychodzący z mroku zwierzęcości rodzaj ludzki.


VIII
Judaizm uważam za coś wewnętrznego do chrześcijaństwa, lecz przenoszenie pewnych spraw z judaizmu rabinicznego do chrześcijańskich wspólnot to raczej nieporozumienie. Z kolei odcinanie się od tradycji żydowskiej to dla mnie głupota.


IX
Nie uważam, że sensem religii jest produkowanie dobrych ludzi. Moralność spłyca a nie pogłębia przesłanie religii. Może wręcz zerwać ową więź pomiędzy Niebiosami a Ziemią. Ogólnie jestem wrogiem moralizowania (nie zaś moralności). Niestety zapewne da się mnie zaliczyć do innej grupy spłycaczy. Owej gromady estetów zachwyconych subtelnością religijnych ceremonii i symboli, poszukiwaczy metafizycznych dreszczy, dla których ważniejsze są owe dreszcze niż Bóg.


X
Z jednej strony ważne jest dla mnie uznanie Jezusa jako osobistego Zbawiciela. Nawiązanie osobowej relacji z Bogiem. Mam z tym jednak, niestety, bardzo spore problemy. Zbyt często nie czuję tej Opatrznościowej Opieki. Z drugiej stronie niesłychanie jest dla mnie ważny Rok Liturgiczny powiązany z porami roku. Taka synteza Pisma Świętego z Księgą Natury.
Usiąść na mchu wśród paproci w obecności Ojca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz