czwartek, 22 grudnia 2011

Przemyślenia w miesiącu grudy

I
Nie chce mi się pisać. Po części z lenistwa, po części z tego, że zajmowały mnie ostatnio inne sprawy, a po części z pewnych uwarunkowań psychologicznych. Na przykład, dlatego, że czuję, że to, co piszę nie porywa, nie zachwyca ani nie jest szczególnie odkrywcze. Ale dlaczego miałoby takie być? Takie przeświadczenie to wytwór mojej egocentrycznej wyobraźni. Tak, więc obecny wpis proszę potraktować, jako moją walkę o przywrócenie właściwych proporcji w widzeniu samego siebie.

II
Gdzieś tak od października rozmyślałem o tym jakby to było gdybym był poganinem czczącym Słońce. Najczęściej myślałem o tym w kościele, gdy promienie naszej dziennej gwiazdy w porze zachodu oświetlały wnętrze świątyni. W ramach tych rozmyślań rozważałem różne kwestie. Czy na przykład w promieniach słonecznych jest jakiś czynnik wyzwalający w mózgu ludzkim intuicje religijne? (To takie bardziej naturalistyczne niż pogańskie. Ciekawe czy gdyby to była prawda Dawkins chciałby zakazać wystawiania się na promienie Słońca?) Medytowałem też w duchu swojego wpisu z tego bloga z grudnia zeszłego roku. Starałem się bardziej wczuć w położenie moich przodków. Zastanawiało mnie też, jaką rolę pełniłby Księżyc w takiej solarnej religii? Byłby sojusznikiem Słońca walczącym z ciemnościami Nocy? Czy też kimś w rodzaju Szatana, który kradnie energię życiową Świetlistego Bóstwa? A jako, że lubię Księżyc, to czy nie zostałbym kimś w rodzaju satanisty w takim układzie?
(Tak na marginesie. Jedyna odmiana satanizmu, jaka mi się w miarę spodobała to Kościół Szatana z Armagh z cyklu sf Imperium Człowieka autorstwa Dawida Webera i Johna Ringo.)

III
Zmarło się jednemu ateiście, który przy okazji był intelektualny celebrytą. Facet był z nie mojej bajki i pewno byśmy się pobili gdyby zamknęli nas w jednym pokoju. Pewien katolicko-prawicowy portal zamieścił o nim tekst oraz o jego bracie, który jest pobożnym konserwatystą. Niestety przeczytałem oprócz tego tekstu komentarze, jakie się pod nim znajdowały. Chciałbym przerabiać pewnego rodzaju „bogoojczyźniane” bredzenie na laski dynamitu, które następnie wsadzałbym w mordy albo dupy owych nawiedzonych „rycerzy Sprawy” i podpalałbym lonty.

IV
Jeszcze raz o nie pisaniu. Czasami najchętniej bym tak prowadził ten blog by był on podobny do Admiral Cod. Stety, niestety nie jestem anglosaskim bankierem. Choć czasami tak sobie marzę by kimś takim być. O ile fajniej można byłoby widzieć historię swojego kraju. Ten dyskretny urok imperializmu. Jestem jednak nadodrzańskim Sarmatą a nie zachodnim dandysem. I właśnie z tej mojej sarmackiej perspektywy wynika moja niechęć do endeckiej tradycji. Nie uważam jej tak jak to twierdzi Rafał A. Ziemkiewicz, że jest to najpiękniejsza polska tradycja. Ja jej nawet nie uważam za polską. To jest kolejny nabzdyczony prąd intelektualny, który ma pretensję, że w Polsce nie jest tak jak na Zachodzie. Jest także kilka innych środowisk prawicowych, które także lubią się z pozycji zachodnich dąsać na polską, siermiężną rzeczywistość.  Tak, więc na pewnym poziomie GW, MW i KZ-M dążą do tego samego celu- przerobienia Lechitów w zachodnich Europejczyków. Przewaga „lewych” nad „prawymi” jest taka, że ci pierwsi odwołują się do Zachodu, który istnieje teraz i tu. Jest to niewątpliwie łatwiej przyswajalne dla demosu. „Prawi” chcą by u nas było tak jak na nieistniejącym Zachodzie (pomijam tutaj fanów USA) . Czyżby chcieliby Polska także nie-istniała jak ów ichni Zachód? Tym pytaniem wyzłośliwiam się straszliwie, bo sam przecież odwołuję się do nieistniejących rzeczywistości (i to nawet do takich, co nie zaistniały), ale o tym kilka zdań później. Swego czasu napisałem, że Polacy nie wyciągnęli wniosków z klęski w 1939 roku. Jest jednak jeszcze gorzej. Myśmy nie wyciągnęli wniosków z klęski rozbiorów. Jak słusznie zauważył profesor Andrzej Waśko masochistyczna fascynacja upadkiem I RP przesłoniła zupełnie fakt, że to państwo wcale nieźle funkcjonowało spory kawał czasu. Zgadzam się z pewnym Niemcem, że konserwatyzm dziś to tworzenie rzeczy, które będziemy chcieli zachować jutro. Więc kiedy polski Demiurg będzie tworzył nową Rzeczpospolitą to chciałbym by wpatrywał się nie w archetypy francuskiej mistyki królewskiej czy brukselskiej demokracji ale w nasze Międzymorskie Rzeczy Wspólne.
(No to raczej nie było o nie pisaniu, ale poprawiać nie będę.)

V
Zrobiłem sobie przerwę w pisaniu i zajrzałem na bloga Studyty. Z zapowiedzi wiedziałem, że ma być nowy wpis. Qrcze, jak to dobrze wiedzieć, że myśli przyjaciół orbitują w podobnych okolicach co moje.

VI
Moim nielicznym Czytelnikom składam życzenia wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Niech Jezus Chrystus, prawdziwy Sol Invictus, oświeca Wasze życie. Wesołego Jule.

1 komentarz:

  1. Dante, ja nieco z opóźnieniem, ale ostatnio na wolniejszym zapłonie działam. Nie narzekaj, po pierwsze w jakiś nieuzasadniony sposób każdy z piszących (ze mną włącznie) poddaje się tej cholernej marchewce, że albo musi być porywająco i kluczowo - albo nie ma sensu :-) Może tak jest, że po prostu potrzebujemy tych głasków i akceptacji lekkiego poklepywania - żeby nabrać sensu we własne istnienie :-) Ale anyway - pomyśl sobie, że to skoro jest paru pacanów, którzy przez te lata Cię czytają - to chyba jednak czasem ma to sens, a przynajmniej powinno sprawiać frajdę :-)

    OdpowiedzUsuń