środa, 27 października 2010

Przemyślenia w miesiącu paździerzy

I
Nie mam poglądów politycznych. Mam poglądy geopolityczne.

II
Księga Apokalipsy to nie tylko relacja z tego co będzie. To także relacja z tego co dzieje się teraz.

III
Współczesna muzyka (rozrywkowa) to istny dom wariatów. Wyraża przede wszystkim emocje. I to emocje podkręcone na full. Niektórym statecznym prawicowcom zdaje się, że jest bezprecedensowa sytuacja. Za starych dobrych czasów tak nie było. Czytając jednak mity greckie można znaleźć sytuację analogiczną. Oto Helladę nawiedza Dionizos i propaguje swoje misteria. Ludzie wpadają w szał dionizyjski. Społeczeństwo jest zagrożone. I oto pojawia się wybawca. Wieszcz Melampos przeprowadza odpowiednie rytuały oczyszczenia, po czym misteria dionizyjskie ogranicza do Parnasu, a dla całej Hellady ustanawia Dionizje miejskie i wiejskie. Przymierze Apollina z Dionizosem uratowało społeczeństwo. Dziś też bachiczne energie są ograniczone przez moc innego bóstwa. Nie jest nim Apollo, lecz Hermes. Patron złodziei i handlarzy.

IV
Dzięki Dumezilowi wiemy, że świętą liczbą społeczną i teologiczną jest trójka. Społeczeństwa dzielą się na oratores, bellatores i laboratores. Dzięki Molnarowi wiemy, że Pałac i Świątynia toczyły ze sobą od wieku zażartą rywalizację. I jak to rzecz przysłowie: „gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta”. Stan Trzeci jest obecnie niepodzielnym hegemonem. Nie tylko, że posiada miecz (środki przymusu, prawo) Pałacu (Państwa), ale jeszcze siebie, swoje zadania oraz swoich wrogów opisuje za pomocą języka teologicznego (narzędzie Świątyni). Jest więc hybrydą, Chimerą , która umie swoją przemoc i teologię sprytnie zamaskować by sprawiały wrażenie zupełnie czegoś innego.

V
„Ludzie nie wierzą już w bajki. Nawet nie wiedzą, że pozostają w służbie olbrzymów i że skrzaty wyprowadzają ich w pole.”
Friedrich Georg Jünger

piątek, 15 października 2010

Duhkha

W idealnym świeci bym nie istniał. Mojemu Tacie nie przydarzyłby się bowiem ciąg nieszczęśliwych zdarzeń, który sprawił, że trafił do pewnej miejscowości gdzie poznał moją Mamę. Ten stan nie-istnienia bardzo bym sobie chwalił. Rozkoszowałbym się nim i zupełnie nie miał czasu, ani ochoty na pisanie jakiegokolwiek bloga. „Zielony Zakątek” mógłby zaistnieć w necie, jako poboczny projekt jakiegoś literata. Byłoby to takie przedsięwzięcie, które miałoby opisać emocje znerwicowanego człowieka, który żyje w podrzędnym państwie zamieszkały przez naród z przetrąconym kręgosłupem. Autor wymyślałby kolejne nieszczęścia, jakie spadałyby na sfrustrowanego bohatera tudzież na jego tandetne państewko, a potem opisywałby możliwe reakcje na te wydarzenia, jakie rodziłyby się w pokręconym mózgu owej postaci. Jako się rzekło byłby to poboczny projekt, więc pisarz mógłby swobodnie wymyślać najbardziej nieprawdopodobne ciągi zdarzeń historycznych i jak najbardziej histeryczne reakcje bohatera na nie. Ale mnie szczęśliwie zatopionego w nie-istnieniu nic a nic by to nie obchodziło.